IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Sobota 20 kwietnia 2024

Szukaj w książkach

Wszystkie książki...

Książki

Skafander i motyl

Skafander i motylJean-Dominique Bauby


przełożył Krzysztof Rutkowski, wyd. II filmowe: 14 stycznia 2008, format 135 x 204 mm, objętość 148 s., 16 ilustracji, oprawa miękka klejona, ISBN: 978-83-7453-843-5

"Z dala od zgiełku, w odzyskanej ciszy, słyszę, jak po mojej głowie latają motyle"...

Najbardziej poruszająca książka ostatniego czasu.

Autobiografia redaktora naczelnego magazynu "Elle". Jean-Dominique Bauby w wyniku wylewu doznał paraliżu całego ciała. Jego oknem na świat stała się lewa powieka, którą wymrugał opowieść o cierpieniu, samotności, miłości i śmierci. Tworzenie książki stało się walką o istnienie. Poczucie humoru, ironia i dystans wobec otaczającego świata i własnych przeżyć spowodowały, że jego opowieść jest wzruszającą afirmacją życia. Jean-Dominique Bauby zmarł nagle, trzy dni przed ukazaniem się "Skafandra i motyla".

Książka rozeszła się we Francji w nakładzie 800 000 egzemplarzy, przełożono ją na kilkadziesiąt języków.

fragmenty recenzji:

Głęboko poruszający zapis refleksji człowieka nagle odciętego od życia.

Magdalena Rozmarynowska, "Gazeta Wyborcza"

To opowieść o tym, co widzi i czuje człowiek w skafandrze paraliżu. "Motylem" jest czułe oko i wyobraźnia. Jak przybysz z innej planety widzi więcej i ostrzej od nas. Ta książka, pisana już niemal z drugiej strony, z dna nieszczęścia, jest świetną literaturą, a zarazem wielką afirmacją życia.

"Twój Styl"

Ten człowiek jest powieką. Podnoszącą się i opadającą powieką lewego oka. Nie mówi naszym językiem. Zna alfabet, gramatykę, wspaniale operuje nieszablonowym słownictwem skojarzeń, nie wypowiada jednak słów. Komunikuje się zamykając i otwierając oko. Jedną powiekę.

Dorota Sęczek, "Przekrój"

Fantastyczne. Jest to pochwała podróży, pochwała uczuć, wzruszeń estetycznych, a także listów czy obrazów, ale przede wszystkim pochwała pamięci i wyobraźni.

Małgorzata Baranowska, "Tygodnik Powszechny"

Skafander i motyl to książka niezwykła. Napisana z humorem i dystansem do własnego nieszczęścia. I choć mówi o cierpieniu i o przemijaniu pełno w niej radości życia i miłości do świata.

(ad), "Zwierciadło"

Oto książka spoza świata żywych. Opowiedziana przez oko i mózg, które nauczyły się patrzeć, śmiać, płakać, zagłębiać w pamięć, dosięgając najgłębszej prawdy istnień i rzeczy.

Jacques Boub, "Le Monde"

Książkę niezwykłą, przejmującą i poruszającą, która bardzo wiele daje do myślenia o losie każdego z nas, o stosunku duszy do ciała, życia do śmierci. Bauby napisał, to znaczy wymrugał książkę, której znaczenie wykracza poza literaturę i poza filozofię. Jej sens ujawnia najbardziej podstawową tajemnicę egzystencji.

Krzysztof Rutkowski, "Elle"

Istnieje amerykański termin na opisanie jego stanu: locked-in syndrom, dokładnie: zamknięcie się wewnątrz siebie. Jean-Dominique Bauby nie utracił jednak świadomości. I stąd ta książka, napisana, aby zaświadczyć; by wyjaśnić, co przeżył i czego doświadczył.

Philippe Cousin, "Le Figaro"

Słuchamy Bauby'ego, bo to, co nam mówi, trafia w sedno ludzkiej kondycji.

Robert McCrum, "The Observer"

Ta mała książeczka, cienka jak nitka łącząca człowieka z życiem, jest wspaniałą lekcją heroizmu.

Bertrand de Saint Vincent, "Le Figaro Magazine"

Ta żmudna praca nadawała sens jego istnieniu. Książka mówi o sprawach ludzkiej egzystencji, stosunku duszy do ciała, jest afirmacją życia.

T.S., "Rzeczpospolita"

Niezwykła to literatura. Ani pamiętnik, ani dziennik, ani opowieść. Fascynujący dokument literacki heroicznej walki o sens. Osobowość autora prześwituje przezeń w zaskakującej pełni, jakby nietknięta przetrwała wewnątrz bezwładnego ciała. Ujawniła się w całej rozpiętości, od wzruszeń do cynizmu, od refleksyjności do zabawnego poczucia humoru, od buntu do rezygnacji.

Leszek Brogowski, "Rzeczpospolita"

fragmenty książki:

Miłość, wzruszenie, estetyczne zachwyty są mi równie potrzebne jak oddech. List od przyjaciela, pocztówka z obrazem Balthusa, strona pamiętników Saint - Simona nadają sens upływowi czasu. Ale żeby nie pogrążyć się w nijakiej frustracji i pozostać po stronie żywych, utrzymuję też w sobie pewną dozę złości, obrzydzenia, ani za dużą, ani za małą. To mój zawór bezpieczeństwa, jak w szybkowarze, żeby nie eksploadował.

Dziwnym zbiegiem okoliczności osoby, z którymi utrzymywałem kontakty pozornie błahe, poruszają sprawy najbardziej zasadnicze. Ich lekkość skrywa głębię. Czy byłem ślepy i głuchy? Czy dopiero nieszczęście powoduje, że dostrzega się prawdziwą wartość człowieka?

Kiedy się dowiaduję, że w mojej intencji paliły się świece w bretońskiej kaplicy lub intonowano mantry w nepalskiej świątyni, natychmiast przypisuję duchowemu wstawiennictwu bardzo konkretne intencje. Prawe oko powierzyłem więc kameruńskiemu marabutowi, którego jedna z przyjaciółek prosiła, by zjednał mi opiekę afrykańskich bogów. Kłopoty słuchowe powierzam teściowej utrzymującej pobożne stosunki z mnichami z Bordeaux. Regularnie niech odmawiają za mnie różaniec, a ja przeniosę się duchem do opactwa, by usłyszeć ich unoszący się pod nieboskłon śpiew. Ich błagania nie dały jeszcze nadzwyczajnych rezultatów, ale kiedy siedmiu braciom należącym do tego samego zgromadzenia islamscy fanatycy poderżnęli gardła, przez wiele dni bolały mnie uszy.

Jednak najbardziej ekscentryczna okazała się chora, której koma namieszała w głowie. Gryzła pielęgniarki, sanitariuszy chwytała za przyrodzenie i chociaż chciała tylko szklankę wody, krzyczała, że się pali. Na początku starano się jakoś zwalczać jej szalone zapędy, ale potem machnięto ręką i pozwolono, by krzyczała ile wlezie, wszystko jedno, o której godzinie dnia lub nocy. Te seanse nadawały naszemu oddziałowi neurologicznemu coś z ekscytującej atmosfery Lotu nad kukułczym gniazdem, więc kiedy pacjentkę wywożono, zresztą przy akompaniamencie: "Ratunku, mordują!", to trochę mi się jednak zrobiło żal.

Z dala od zgiełku, w odzyskanej ciszy, słyszę, jak po mojej głowie latają motyle. Muszę bardzo uważać, a nawet mocno się skupiać, ponieważ bicie ich skrzydeł jest prawie dla ucha nieuchwytne. Wystarczy głośniej odetchnąć, by je zagłuszyć. To zresztą bardzo dziwne. Mój słuch się nie poprawia, a przecież słyszę je coraz lepiej. Muszę mieć ucho motyla.

<< powrót

Wszystkie książki...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl