IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Wtorek 19 marca 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

NIE PŁACZ MAMO, WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE! - dziecko w roli pocieszyciela

Autor: Małgorzata Osipczuk

Źródło: www.psychotekst.pl

"Miałem 7 lat, wróciłem właśnie ze szkoły. W domu było cicho, niepokojąco cicho. W kuchni siedziała mama z głową ukrytą w dłoniach. Na stole leżały niedokończone kotlety. Nie usłyszała mnie. Podszedłem i położyłem jej rękę na ramieniu. Podskoczyła. Nie chciałem jej wystraszyć, płakała a ja ją zaskoczyłem. Zrobiło mi się głupio, odsunąłem się o krok. Popatrzyła na mnie z napięciem i po chwili łkając przyciągnęła do siebie. Przytuliła się do mnie. Tak - ona przytuliła się do mnie, a nie przytuliła mnie. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że to ja powinienem być oparciem dla niej, nie odwrotnie."

Marcin był jedynakiem, zamyślonym spokojnym dzieckiem, które nie sprawiało żadnych problemów. Ojca pamięta głównie z licznych awantur, gdy całkiem pijany żądał pieniędzy, wytykał żonie jej przewinienia, rzucał przedmiotami, trzaskał drzwiami. Często go nie było i to były te najlepsze dni. Dni, kiedy wracał na łono rodziny przepełnione były lękiem, czekaniem na najgorsze i dojmującym poczuciem bezsilności. Czasem Marcin dziwił się dlaczego mama chce odszukać tatę i sprowadzić go z powrotem do domu. Ale nie miał odwagi głośno powiedzieć o swojej niechęci do ojca i o tym, że tak naprawdę bardzo się go boi.

Mama była centralną postacią w jego życiu. Dla niej zrobiłby wszystko i robił. To dla niej uczył się z pełnym poświęceniem, to dla niej rezygnował z wyjść z kolegami, gdy widział, że go potrzebuje. Był w pogotowiu. Widział jej cierpienie, wielokrotnie słyszał jej samotny płacz. Nie wiedział, jak powinien się zachować, bił się z myślami. Nie myślał o sobie - myślał o niej, o tym jak się czuje, czy się boi, czy da sobie radę z ojcem, czy znów będzie płakać. Matka stała w centrum jego dziecięcej uwagi, choć jego rówieśnicy ganiali właśnie wtedy za piłką, bawili się w policjantów i złodziei i przysparzali rodzicom naturalnych trosk. On był niewidoczny, na pewno całkiem niewidzialny był dla taty, jakby nie istniał. Mama pamiętała o tym by go ubrać, nakarmić, pójść na wywiadówkę. Czasem się do niego uśmiechnęła. Jaki to był uśmiech! Jak przez łzy, trochę nieobecny. Ściskał go za serce. A jednak nawet mama patrzyła jakby przez niego, pochłonięta swoimi troskami. Starał się odgadnąć czego potrzebuje. Wymyślał dla niej niespodzianki: raz umył naczynia i odkurzył mieszkanie. Innym razem przyniósł pochwałę ze szkoły. Narysował laurkę. Szukał sposobu by poczuła się szczęśliwsza i wciąż miał wrażenie, że to i to, i tamto nie działa. Dorastając zaczął pytać "co się stało?" - a ona zaczęła odpowiadać. "Tata znów przepił pieniądze. Nie mam z czego zapłacić za prąd". Pocieszał. "Wszystko będzie dobrze. Jakoś się ułoży." Z biegiem miesięcy i lat nauczył się odpowiednio dobierać słowa, tak by nie używać wyświechtanych sloganów. Wytrenował do perfekcji najbardziej odpowiedni ton głosu. Nauczył się też tego, jaką wagę mają gesty: uścisk, głaskanie po dłoni, głowie, uśmiech. Nade wszystko stał się mistrzem słuchania. Jego mama szybko odkryła, że może swojemu synowi zwierzyć się z największych trosk bo tylko on ją naprawdę rozumie. I tylko on jej nie skrytykuje ani nie będzie wywierał żadnej presji by coś zrobiła, zmieniła. Nie mogła znieść tych dobrych rad zewsząd: "rozwiedź się", "podaj o alimenty", "wzywaj policję". W głowie brzmiał jej rodzinny dekalog: dziecko musi mieć ojca, dbaj o swojego męża - na dobre i na złe, trzeba nieść swój krzyż. Więc niosła potulnie, wraz z synem.

Joasia, od najmłodszych lat pamięta groźby rozwodu. Jej rodzice nie nadużywali alkoholu, nikt nikogo nie bił. Ale wciąż się kłócili. Nie potrafi odszukać w pamięci obrazu zadowolonych rodziców kiedy byli razem. Mama często wykrzykiwała chęć rozstania, przez całe lata. Joasia przywykła, nie wierzyła w to aż do dnia, gdy mama zaprosiła ją na poważną rozmowę, "jak kobieta z kobietą". Miała 14 lat. I usłyszała, że pozew o rozwód już jest w sądzie i że tego, co tata zrobił mamie nie da się już wybaczyć. Dowiedziała się co to zdrada i krzywda i że tata się wyprowadza. Nie wie co czuła. Długo wtedy rozmawiały, bała się pytać, ale uważnie słuchała. Wtedy pierwszy raz wysłuchała całego tego bólu, jaki nosiła w sobie jej matka. Potem wielokrotnie pozwalała się zapraszać do takich zwierzeń. Sądziła, że to jej obowiązek. Że tylko ona może mamę uratować od załamania się, że teraz są tylko one dwie i muszą sobie pomagać. Nie zauważyła, że to mamy cierpienie jest w centrum ich uwagi, swój ból sprawnie stłumiła, przestała go być świadoma. Miała poczucie, że tylko dzięki niej jej mama poradziła sobie z całym trudnym procesem rozwodowym. Ojca szczerze nienawidziła, tak jak jej mama. Odrzucała jego próby kontaktu z nią, była całkowicie lojalna wobec mamy. Po wielu miesiącach ojciec poddał się, zaprzestał starań o uczucie córki. To ostatecznie przekonało Joasię, że nie jest godzien by należeć do jej rodziny. Zabolało, gdy przestał dzwonić, ale nikomu o tym nie mówiła. Zamiast tego pocieszała mamę: "to nieprawda, że już zawsze będziesz samotna".

Joasia i Marcin, będąc dziećmi, stali się rodzicami dla swoich rodziców. Odwróciły się role i prysło ich dzieciństwo. Ich potrzeby - typowe i ważne w ich wieku - zostały zepchnięte na dno nieświadomości. Górę wzięły potrzeby rodzica - tego skrzywdzonego, niezaradnego. Rodzica, który nie potrafił sięgnąć po wsparcie ze strony innych dorosłych. Rodzica, który był tak pogrążony w swoim bólu, że nie potrafił już dostrzec cierpienia ukochanego dziecka. A przecież te młode osoby cierpiały nie mniej, a może nawet bardziej w sytuacji zgotowanej im przez dorosłych opiekunów.

Czy jest coś nagannego w zwierzaniu się swojemu dziecku ze swoich problemów? Czy wspieranie się na ramieniu swojego potomka krzywdzi go? Czego zostali pozbawieni bohaterowie tej opowieści?

Ani Marcin ani Joasia nie doświadczyli zainteresowania ze strony rodziców, rodzice skupili bowiem uwagę na swoim problemie: alkoholizmie, przemocy, zdradzie, rozwodzie, samotności, niedostatku finansowym. W tym wszystkim nie dostrzegli, że te "ich" problemy w największej mierze dopiekają właśnie ich dzieciom. Bycie świadkiem przemocy, oglądanie ekscesów pijanego ojca, wyobrażenie ojca zdradzającego matkę, uczestniczenie w rodzinnych kłótniach, lęk o byt materialny, przesłuchania na sali sądowej - to wszystko są doświadczenia trudne do uniesienia na młodych barkach. I każde z nich okupione jest przerastającymi możliwości dziecka przykrymi emocjami.

Rodzice powinni wobec takich doświadczeń być wsparciem dla dzieci - nie odwrotnie.

Marcin i Joasia zrezygnowali z części siebie - poświęcili dla dobra jednego z rodziców swoje cele i priorytety: przyjaźnie rówieśnicze, wolny czas, święty spokój, czy wreszcie miłość ojcowską. Opowiedzieli się bowiem po jednej stronie konfliktu, interpretując parę rodzicielską czarno-biało. Tego wymagała lojalność wobec wołającego o pomoc rodzica. Zrezygnowali więc z możliwości budowania relacji z drugim z rodziców, odrzucili ich w swoim sercu, zamknęli tę możliwość.

Podjęli się zbyt trudnego zadania jak na swój wiek i choć wywiązywali się z niego bez zarzutu - zatracili samych siebie. Sztukę tłumienia własnych uczuć i cierpienia doprowadzili do perfekcji. Zamiast zajmowania się sobą wychwytywali nastrój rodzica, zgadywali co jest mu potrzebne, byli "cali dla niego". Nie dla siebie - tej ważnej umiejętności nie nauczyli się w dzieciństwie.

Teraz, jako dorośli, potrafią zatracić się zupełnie w pomaganiu drugiej osobie, ale nie odczytują własnych chęci, pragnień, potrzeb. Nie potrafią rozpoznać, kiedy im dzieje się krzywda i kiedy drugi człowiek przekracza psychologiczne granice ich osoby. Są narażone na wykorzystanie w swoim dalszym życiu, w różnych wymiarach. Jeśli nawet uda im się oswobodzić z tego zbyt bliskiego emocjonalnie związku z matką i zbudują związek z partnerem, prawdopodobnie będą zupełnie podobnie funkcjonować w tym swoim nowym związku. Będą raczej stroną dającą z siebie, skoncentrowaną na potrzebach partnera a rezygnującą z własnych, ale też i godzącą się na "używanie siebie", nie potrafiącą wyrazić sprzeciwu.

Czy więc rodzic ma ukrywać przed swoim dzieckiem swoje kłopoty? Nie ma prostej odpowiedzi. Rozważmy kilka sugestii:

  1. Na pewno warto szukać rozwiązań problemów, wyjścia z sytuacji pełnej cierpienia, zgodnie z zasadą, że najważniejszym obowiązkiem rodzica jest zadbać o własne szczęście - bo tylko wtedy jest on w stanie dać szczęście dziecku.
  2. Nie szukajmy pocieszenia w dziecku, ale w świecie dorosłych. Nie wrzucajmy całego naszego bólu na młode barki, bo ich przygniecie on bardziej niż nas. Z tą różnicą, że dziecko nie ma właściwie możliwości by się tym bólem z kimś podzielić. A my dorośli możemy zdobyć się na ten wysiłek i poszukać pomocy w świecie nas otaczającym.
  3. Nie chodzi o to by udawać przed dzieckiem radość, jeśli tak naprawdę czujemy ból. Nasze dziecko ma prawo usłyszeć, że jest nam ciężko, ale również to, że damy radę i będziemy szukać wyjścia. A nade wszystko ma prawo zostać zapytane: "a jak Ty się czujesz?".
  4. Nie ukrywaj przed dzieckiem kłopotów, nie buduj tajemnic - ukryta prawda zmienia klimat w rodzinie, a jej ciężar jest w jakiś sposób wyczuwalny. Jednak bywają sprawy na tyle dramatyczne i powikłane, że trudno jest je przyjąć małemu dziecku czy dorastającemu nastolatkowi. Kwestia ich ujawnienia wymaga długiego zastanowienia i przygotowania się. Warto rozważyć to z innym dorosłym, przyjacielem czy psychologiem.
  5. Zastanów się nad tym, jak Twój problem może przeżywać twoje dziecko. Zapewne masz jakieś tego wyobrażenie. Warto je skonfrontować z rzeczywistością, spróbować dowiedzieć się tego od źródła. Ale najpierw wyposaż się w cierpliwość i dociekliwość oraz delikatność. Znajdź czas i miejsce, które sprzyjały by spokojnemu byciu z sobą. Nie zadowalaj się pierwszym zdawkowym: "spoko", "nie ma o czym gadać". "wszystko w porządku" czy też "zostaw mnie". Poobserwuj potomka jak się zachowuje, co maluje się na jego twarzy, czy "ucieka" z domu, czy izoluje się, czy jest bardziej nerwowy, itp. Musisz zdawać sobie sprawę, że Twój problem jest problemem, który ono również odczuwa i przeżywa, często jednak dzieci nie chcą tego okazywać.

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2007-06-29)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl