IT-SELF Małgorzata Osipczuk, www.it-self.pl, www.terapia-par-wroclaw.com
Forum Reklama Kontakt

Portal Pomocy Psychologicznej

Piątek 19 kwietnia 2024

Szukaj w artykułach

Wszystkie artykuły...

Artykuły

Dziecko wykorzystane - czyli jak skutecznie popchnąć własne dziecko w ramiona destrukcji - część 1

Autor: Iwona Kołodziejczyk

Źródło: www.psychotekst.pl

"Czy to moja wina ???" - pytanie wypowiadane głośno, lub nieco ciszej, przez wielu rodziców, których dzieci pogubiły się w życiu w ten, czy inny sposób. W gabinetach terapeutycznych bywamy świadkami swoistych spowiedzi, w których zrozpaczeni rodzice, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie "dlaczego ?", tropią wszelkie swoje, mniej lub bardziej wyimaginowane, rodzicielskie deficyty. To obraz jednej ze skrajności.

Druga - jak zapewne się domyślamy - zakłada z kolei kompletny brak związku, między tym, czego dziecko doświadczało w rodzinnym domu, a jego aktualnymi problemami.

Postawa nieuzasadniona i - co gorsza - bardzo oporna na zmianę. Szkodliwa nie dlatego, że rodzice ponoszą bezwyjątkową odpowiedzialność za rozwój swojego dziecka i są jedynymi "autorami" jego problemów - bo to nieprawda, ale dlatego, że stanowią oni jego najbliższe i najmocniej oddziałujące środowisko społeczne. Środowisko, którego wpływ trudno nazwać totalnym i "jedynym znaczącym", ale którego wagi nie można w żadnym wypadku nie doceniać. Innymi słowy - to, czego dziecko doświadcza w rodzinie może mu niewątpliwie "pomóc" tak popaść w kłopoty, jak i z nich wybrnąć.

Niniejszy artykuł chciałabym poświęcić tym elementom naszych relacji z dziećmi, których obecność może potencjalnie przyczynić się do powstania licznych problemów, od zaburzeń emocjonalnych począwszy, na uzależnieniach skończywszy. Tytuł artykułu dość jednoznacznie określa, iż w sposób szczególny chciałabym tu skupić się na tych elementach, które ogólnie rzecz ujmując określić można jako wykorzystanie. W stereotypowym odbiorze hasło to kojarzy nam się zapewne z wykorzystaniem seksualnym, ale nie o tym chciałabym pisać. Interesują nas natomiast sytuacje, w których dochodzi do wykorzystania, rozumianego tu jako swoiste użycie dziecka do realizacji własnych, najczęściej emocjonalnych celów, bez liczenia się z jego indywidualnością i z jego naturalnymi potrzebami - a nawet z jawnym ich pogwałceniem.

Definicja wykorzystania, którą tu podałam, wydaje się zapewne rażącym zaprzeczeniem idei rodzicielstwa. Trudno tym samym wyobrazić sobie rodzica po prostu… wykorzystującego własne dziecko. Często wykorzystania takiego upatrujemy w niezwykle spektakularnych i oczywistych na pierwszy rzut oka zachowaniach. Tymczasem…., rzeczywistość bywa o wiele bardziej złożona i nie zawsze tak klarowna, jak byśmy tego chcieli. Wykorzystanie zaś dokonuje się, o ironio, tam, gdzie wcale byśmy się tego nie spodziewali i poprzez zachowania, które interpretowaliśmy całkiem niewinnie, ba! czasem wręcz niezwykle pozytywnie. Postaram się przedstawić Państwu poniżej i w drugiej części artykułu kilka specyficznych układów w relacji rodzic - dziecko, które dobrze oddają niejasne na pierwszy rzut oka, ale realne niestety wykorzystanie dziecka.

URODZIŁAŚ/EŚ SIĘ DLA MNIE I NIC NIE ZBURZY NASZEJ HARMONII

Układ budowany najczęściej przez kobiety, samotne, spragnione bliskiej i głębokiej, żeby nie rzec symbiotycznej, więzi z drugim człowiekiem. Historia społecznych niepowodzeń i emocjonalna samotność doprowadza je w pewnym momencie do mniej lub bardziej świadomego wniosku, iż tylko dziecko, WŁASNE DZIECKO, będzie w stanie zapełnić bolesną pustkę i nadać życiu sens. Mały człowiek, który przychodzi na świat niczym wybawienie - od samego początku otrzymuje bardzo ważne i określające jednoznacznie jego życie zadanie - BYĆ Z MAMĄ I DLA MAMY.

Sielanka trwa, póki mały człowiek sam chętnie, z racji potrzeb rozwojowych, wchodzi w symbiozę. Problemy zaczynają się natomiast przy pierwszych próbach indywiduacji. Wszelkie przejawy samodzielności i szukania czegoś dla siebie poza diadycznym układem z matką, wszelkie przejawy sprzeciwu i podejmowania własnych wyborów jawią się matce jako zagrożenie. Nie wchodząc w zbędne szczegóły - otrzymujemy w efekcie obraz relacji, w której od dziecka wymaga się bezwzględnej lojalności, stawiania rodzica i jego komfortu emocjonalnego na pierwszym miejscu, respektowania potrzeb rodzica kosztem własnych potrzeb - wreszcie - w której niepisaną zasadą jest, iż do końca życia budujemy "wielką jedność", co wyklucza w sposób oczywisty tworzenie naturalnych, zdrowych granic. Dzieci, potem zaś dorośli, wychowywani w takim układzie wchodzą w życie z szeregiem poważnych deficytów , wśród których najpoważniejsze to:

  • chroniczne poczucie winy - powstające w związku z każdym przejawem indywidualności i tendencji do zdrowego separowania się, szczególnie zaś w sytuacjach, w których osobiste potrzeby dziecka kolidują z potrzebami rodzica
  • nieświadomość własnych potrzeb, wynikająca z wieloletniego, intensywnego treningu dławienia ich w imię "miłości do matki, która dała mi wszystko", lub z zaprzeczania im, ewentualnie uznawania ich za nieuzasadnione, czy wręcz egoistyczne
  • nieumiejętność podejmowania samodzielnych decyzji - zwykle przecież podejmowała je mama (lub tata); poza tym wiele decyzji utrudnionych jest przez fakt, iż bardzo często dokonywać się one muszą w swego rodzaju potrzasku pt. "ja czy rodzic???"
  • problemy z odmawianiem i stawianiem granic - bo życie w symbiozie nauczyło, że to "rani innych" i grozi konsekwencjami, np. odrzuceniem czy poczuciem winy
  • nawykowe przyjmowanie w relacjach z ludźmi roli osoby uległej i nie posiadającej własnych potrzeb
  • niska samoocena wynikająca tak z zaszczepionego zwykle w takich układach poczucia winy, jak i z braku osobistej satysfakcji z życia oraz jego mało satysfakcjonującego kształtu, poczucia "odstawania" od rówieśników
  • lęk przed wchodzeniem w głębokie relacje z innymi ludźmi, powodowany nieświadomą pewnością ( zbudowaną na bazie wcześniejszych doświadczeń), iż każdy bliski kontakt grozi swego rodzaju inwazją, pochłonięciem, czy wreszcie zniewoleniem i łączy się raczej z szeregiem kosztów, nie zaś korzyści
  • tendencja do izolowania się w celu nieświadomego chronienia resztek własnej indywidualności i integralności;

Mamy tu zatem obraz osoby, której dramat polega na tym, iż nie pozwolono jej po prostu być - zmuszając, przy pomocy bardzo subtelnych oddziaływań i w oparciu o silną, naturalną więź z rodzicem, do zaspokajania emocjonalnych potrzeb owego rodzica oraz kompensowania jego własnych deficytów. Zachęcam w tym miejscu, po raz kolejny, do rzetelnej refleksji i uczciwego przyjrzenia się temu, czy zbyt często nie śpiewamy w duchu naszym dzieciom kawałka "Jesteś lekiem na całe zło"… i czy w ten właśnie sposób nie rozumiemy sensu ich bycia.

Źródło: www.psychotekst.pl

(publikacja: 2007-06-29)

<< powrót

Wszystkie artykuły...

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright 2001/2024 Psychotekst.pl